wtorek, 27 marca 2012

LEKCJA POKORY

Wstyd mi, że częstotliwość moich wpisów tak się zmniejszyła. Jednak to przez wiele obaw pojawiających się w mojej głowie. Tak- mam pewne wątpliwości, co do tego, czy dam radę STAĆ SIĘ... z pewnością wielu z Was miewa takie skrajne momenty. Raz przypływ wiary niepodważalnej w siebie i ludzi, a za chwilę odpływ tego. Praca nad tym, by odpływy były jak najrzadziej, czasami jest wyczerpująca, ale niezbędna. Dlatego nie poddaję się, chociaż nie raz brak entuzjazmu.
Co było po przygodzie z teatrem? Tak się złożyło, że zmieniłam na rok szkołę. Dokładnie w 6 klasie, jeszcze przed gimnazjum. Można pomyśleć, że to bezsens, ale to miało na mnie przełomowy wpływ.
Przez pierwsze 3 miesiące w nowej szkole, nie potrafiłam komunikować się z ludźmi, wstydziłam się swojego głosu i w ogóle nie czułam siebie. Z pierwszego wypracowania dostałam ocenę niedostateczną i polonistka złapała się za głowę, dosłownie, komentując w samych negatywach treść mojej pracy i formę. Owszem- czułam się jak kretynka.

Przyszedł czas na lekturę "Ania z Zielonego Wzgórza". Nie uwierzycie, ale to była moja pierwsza przeczytana książka od okładki, po ostatnie strony... i to z zapartym tchem. Następnie nadszedł czas na nowe wypracowanie. Ku zaskoczeniu wszystkich, nawet moim, praca okazała się doskonała. Wychowawczyni, ta sama polonistka, aż skontaktowała się z Rodzicami, czy któreś z nich nie pisało mi tej pracy. Ja sama byłam zdziwiona. Bo nie kontrolowałam tej przemiany. Aż niemożliwe się wydawało, że po przeczytaniu jednej książki tak się otworzę i uwrażliwię. 
Zaczęłam pisać wiersze, wzięłam udział w ogólnopolskim konkursie literackim, czego owocem było wyróżnienie. Zaczęłam udzielać się w samorządzie. Zaczęłam Stawać się sobą, świadoma myśli w mojej głowie...Zaczęłam rozmawiać z ludźmi. Ludzie chcieli ze mną przebywać i podobałam się kilku chłopcom:).

Tak to się rozwinęło, że zagalopowałam się nieco. Już w gimnazjum przez krótką chwilę stałam się próżna. Jedna rzecz pozostawała niezmienna. Do 18 roku życia przyrzekłam Bogu, że nie będę paliła papierosów i piła alkoholu. Miało to wpływ na moje ubogie życie towarzyskie w gimnazjum i wzgardę otoczenia. Na początku wielu uważało to za zaletę, ale grono życzliwych osób uzmysłowiło szerszemu ogółowi, że należy mnie społecznie wykluczyć. 
Zaczęło się swego rodzaju gimnazjalne piekło. Nienawiść do mojej osoby z każdej możliwej strony, plucie, przezywanie, wyśmiewanie, podszeptywanie, opowiadanie nieprawdziwych historii. Pisałam bloga, na którym grożono mi śmiercią. Bałam się, nie powiem. Ale wtedy dopiero zaczęłam odkrywać siebie. Widziałam gdzieś światło. Nie szukałam zemsty. Postanowiłam to przeczekać. Im więcej przykrości, tym ja bardziej wychodziłam przed szereg. Prowadziłam szkolne imprezy, udzielałam się w samorządzie. Stawałam przed nimi wszystkimi, by pokazać, że nie poddam się i będę dążyć do celu, ale nie po trupach. Nie ukrywam, bałam się, ale wiedziałam, że muszę ten lęk przed nieuczciwą krytyką, przezwyciężyć.

Te zdarzenia nauczyły mnie pokory. Jestem jednak dumna, że pozostałam sobą, że nie próbowałam przypodobać się, ulegając ówczesnym trendom. Czekałam cierpliwie, aż nastał czas, kiedy wielu zaczęło się do mnie przekonywać. Pierwszy i ostatni papieros dla spróbowania zapaliłam w 18 urodziny, z alkoholem podobnie, tyle, że teraz za winem przepadam.:)

Trudny czas dorastania, sprawił, że jeszcze bardziej wiedziałam, co chcę w życiu robić. Wiedziałam, że nie mogę się bać, bo lęk przed porażką może zabrać nam to, co w życiu tak cenne i nasze. O swoje trzeba uczciwie walczyć. 
Bo choć czasem chmury zasłaniają Słońce, to ono zawsze jest i zawsze Nam sprzyja...


Ciąg dalszy nastąpi....
Adesse8

sobota, 24 marca 2012

Krótki powrót do teraźniejszości

Ups..narobiło się trochę zaległości. Nie pisałam, bo.... bo po prostu nie chciałam. To chyba swego rodzaju kryzys. Powoli jednak już mija. Jestem właśnie na planie jednej z reklamówek.... Tą informacją uchylam Wam rąbka tajemnicy, co dzieje się w moim życiu obecnie.

O przeszłości na moment chcę zapomnieć. Potrzebuję się odrobinę zresetować.

wtorek, 13 marca 2012

Dylematy Stawania się....

Czas na krótką refleksję, która będzie małym oderwaniem od mojej historii.

W pierwszym poście poinformowałam zacnych Czytelników, że chcę Stać się m.in. prezenterką telewizyjną. Nie lada wyzwaniem jest zrealizować to Powołanie, ale po dalszej lekturze mojej historii, przekonacie się, że jestem co raz to bliżej spełnienia tego.

Jednak stale mam w głowie (poza determinacją;)), taki dzwonek ostrzegawczy w głowie, że to jest praca dla nielicznych i jest to realnie bardziej niemożliwe niż możliwe.:) Natomiast, całe spektrum wydarzeń, których nie uważam za przypadki, utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie mogę się poddać... bo jestem do tego stworzona. (Ależ to zabrzmiało!:))

Przyznam szczerze, że wolałabym być powołana do bycia np. nauczycielką, bo wtedy łatwiej być pomocnym i myśleć o innych.
Powołanie do pracy prezenterki jest o tyle trudne, że bardzo łatwo popaść w jakąś pychę, próżność. Trzeba mocno pracować nad sobą, by nie stracić INNYCH ISTNIEŃ z pola widzenia... by nie stracić poczucia siebie dla innych. O zgrozo!- najgorszym, byłoby doświadczenie tego, że nagle myślę tylko o sobie.

Ufam, że jednak praca moich Rodziców, Rodzeństwa, Babć, Dziadków, Jego:) i Wszystkich, których spotkałam na swojej drodze i jeszcze spotkam:), nie pójdzie na marne. Wierzę, że to, co we mnie najcenniejsze, pozostanie niezmienne. W tym przypadku, będę oglądać się za siebie, by pamiętać, jaka byłam i jaka będę zawsze...jaka chcę być zawsze.

ADesse8

poniedziałek, 12 marca 2012

Przygoda z teatrem i ciąg dalszy nieśmiałości...

Już, jako dziewczynka w podstawówce, wiedziałam, że chcę pracować na scenie i mówić do ludzi...Pośredniczyć między tymi, którzy dane widowisko odbierają, a w wielu przypadkach twórcami, bądź tylko mną... zawiłe trochę,co?:) Mimo to, stale byłam nieśmiała.

Co gorsza, jeszcze bardziej onieśmielała mnie myśl, że mam tak nierealne marzenia zawodowe, w stosunku do tego, gdzie mieszkam i jakie mam finansowe możliwości...Mała prowincjonalna miejscowość, którą uwielbiam, i stale powiększająca się Rodzina, której nie zamieniłabym na nic innego. Dlatego wiedziałam, że muszę znaleźć jakiś inny sposób na spełnienie własnych, zawodowych marzeń. A 4 rodzeństwa, to bezcenny skarb- tym bardziej możliwość pomocy przy wychowaniu, dwójki najmłodszych (inwestycja w moje przyszłe macierzyństwo.):) No, ale odbiegam od tematu...:)

Byłam dopiero w 6 klasie, jak poznałam Internet, ale zanim to się stało, postanowiłam, bez względu na konsekwencje i potencjalne profity, dołączyć do lokalnego teatrzyku. Owszem, konkursy recytatorskie były nadal, ale potrzebowałam czegoś więcej. 

Jako młoda aktorka zadebiutowałam na deskach sceny miejskiego kina, w spektaklu "Pleciuga". Kim byłam? Mgłą...:)a moja rola, pomimo, że nie wiodąca, ale rozbrajająca wszystkich, polegała na tym, że przy każdym wyjściu na scenę, zamaszyście brałam apaszkę i narzekałam słowami: "No nie...i znowu gada...", a potem uciekałam:).
Z lokalnym teatrzykiem przygoda trwała kilka sezonów. Mile wspominam wyjazdy,obozy, trafiały się też poważniejsze role. Byłam już bardziej otwarta na ludzi, ale stale nieśmiała. W duszy natomiast pragnienie pracy przed publicznością i dla niej.

Zatem walczyłam ze swoimi słabościami dalej...Ta skrajność pomiędzy tym, jaka byłam na zewnątrz, a siła duszy, umysłu, sprawiały, że często byłam lekko wyizolowana. Bo przecież stale kombinowałam, jak pokonać największy lęk- nieśmiałość i obawę przed wyśmianiem, krytyką, obawę przed porażką.

Dlatego nieustannie przedzierałam się przez wiele przeszkód... dokąd dotarłam? W następnym odcinku.;)

Adesse8

czwartek, 8 marca 2012

Ten istotny 5 rok mojego dzieciństwa...

Może częstotliwość moich wpisów jest zbyt regularna, ale chcę zdążyć na odpowiedni czas "premiery";). Dużo jest do opisywania:)

Zacznijmy od przełomowego 5 roku w moim życiu...

Zanim jeszcze to się stało, to jak tylko zaczęłam mówić, uwielbiałam opowiadać Tacie bajki:). Jedno takie nagranie na taśmie magnetofonowej mam do dziś i stwierdzam, że dobrze "ściemniałam".:) Dziś moją cechą jest natomiast autentyczność. Z pewnością emocje odczuwane w dzieciństwie i ich ostentacyjne wyrażanie, miały na to wpływ. Może też dzięki temu mam aż zanadto w sobie empatii?

Skąd powołanie w wieku 5 lat? Lubiłam opowiadać bajki bliskim, ale to podczas specjalnych audycji magnetofonowych. W codziennym obcowaniu z innymi, byłam dość nieśmiałym dzieckiem...tak było do początku 6 klasy szkoły podstawowej. Natomiast, gdy miałam 5 lat, Mama pomagała mi przygotować się do pierwszego konkursu recytatorskiego. Zadebiutowałam utworem Jana Brzechwy -"Na straganie". Mimo, że miałam dopiero 5 lat, to pamiętam coś niesamowitego.... pomimo nieśmiałości na co dzień, czułam się doskonale, stojąc przed całkiem liczną widownią miejscowego Domu Kultury. To zabrzmi dość banalnie, ale wiedziałam, że konkurs jest po to, by na nim mówić, a ludzie przychodzą, by także słuchać. Czułam takie wewnętrzne przyzwolenie na mówienie. Tak samo, jak przyzwolenie na bajki opowiadane Tacie, siadaliśmy po to, bym mówiła. Tak teraz to pisząc, zaczynam dostrzegać w tym coś nowego- może ja po prostu nie czułam się dostatecznie silna, by przebijać się przez innych i skupiać na sobie uwagę? A takie "aranżowane" sytuacje, w samym moim odczuciu, były specjalnie dla mnie? No, proszę, coś w tym musi być!:)

Konkursy recytatorskie stały się moim sposobem na walkę z nieśmiałością. Nie byłam w tym najlepsza, sporadycznie doceniano mnie wyróżnieniami, a pierwsze miejsce zajęłam dopiero w gimnazjum, m.in. za interpretację wiersza Czesława Miłosza- "O Aniołach". Oj, pomagały mi one. Chociaż w takiej okoliczności mogłam mówić, bez obawy, że ktoś może sobie tego nie życzy.

Mój ostatni konkurs recytatorski, był chyba w drugiej klasie liceum,a może i trzeciej? Przez 3 lata liceum udawało mi się stawać na podium, najczęściej... jako druga.

To głównie dzięki konkursom odkryłam, że chcę pracować w podobny sposób, że chcę mówić do ludzi w "zaaranżowanych" sytuacjach. Pomimo tego, że sama taka sytuacja jest stosunkowo sztuczna, to ja wtedy czuję się najprawdziwsza. Nietypowy esktrawertyk.:)

Wiedziałam, że jednak same konkursy nie wystarczą. Po obejrzeniu wielu festiwali w telewizji i później słynnego niegdyś programu dla dzieci- "Mini Playback Show", odkryłam, że chciałabym, między innymi ,prowadzić tego typu imprezy.

Dlatego też, nieustannie myślałam, jak dodatkowo rozwijać potrzebne do tego umiejętności- "bo chcę to robić, a przecież jestem tak nieśmiała...". Zaczęła się walka...:)

Znalazła się nowa możliwość- nadszedł czas na przygodę z teatrem... Ale o tym przy następnej sposobności.:)

ADesse8

poniedziałek, 5 marca 2012

"Dom Twój jest tam, gdzie serce Twe….."


Mieszkam w Warszawie, ale nie jestem rodowitą mieszkanką tego miasta. Nie ja jedna, ale to już osobna kwestia.

Pochodzę z małego miasteczka, do którego bardzo często wracam, bo jest tam moja wspaniała Rodzina…mam liczne rodzeństwo, najmłodszy brat niedawno zaczął szkołęJ. Pomimo, że mój dom rodzinny jest tam, moje serce jest tu.

Już, jako roczne dziecko, po raz pierwszy byłam uczestnikiem Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej na Jasną Górę. Niemalże każdego roku ponownie ruszaliśmy w taką wspólną drogę (do pewnego momentu miałam ten przywilej, że wędrowałam w wózkuJ), z co raz to liczniejszą rodziną.
Pielgrzymka rusza zawsze ze Starego Miasta, a dokładnie z kościoła p.w. Świętego Ducha. Z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny sierpień, by znów poczuć taką jedność z najbliższymi. Wtedy jeszcze trudno było mi nazwać rzeczy po imieniu, ale teraz wiem, że był to niesamowity czas…każdego roku pielgrzymowania.

Wiedziałam, że ta niezwykła przygoda i ten piękny czas zaczyna się właśnie w Warszawie. Jako małe dziecko, uważałam, że Warszawa to Stare Miasto, takie małe, bajeczne miasteczko. Miasteczko, w którym spotykaliśmy się wszyscy: babcie, dziadkowie, ciocie, „ciocie pielgrzymkowe”, wujkowie, siostry i bracia. Każdy był szczęśliwy, miał tylko jeden cel- wspólne dotarcie na Jasną Górę i stawanie się silniejszym. Najwięcej radości było właśnie pierwszego dnia, bo jeszcze nie czuło się zmęczenia i trudu pielgrzymowania.
Było czuć „w powietrzu” tyle Miłości, że będąc tu obecnie, czuję to. Owszem, jest to jakiś symboliczny wymiar, dla niektórych może zbyt patetyczny. Stąd, już od małego, wiedziałam, że chcę kiedyś zamieszkać w Warszawie, która nas łączyła. Pomimo, że to był jeden dzień każdego roku, gdzie wszyscy byliśmy razem, to było tyle emocji, które w sercu mam do dziś. I pomimo, że kilka bardzo bliskich mi osób z rodziny pielgrzymkowej odeszło, to dzięki życiu w tym mieście, łatwiej pogodzić się z ich odejściem. Bo wiem, że nie ma ich tylko fizycznie. A codziennie przechodząc „starówką” odżywają wspomnienia tych wspólnych chwil, które dały mi tyle Miłości.
 

Pomimo, że najbliżsi są tam, a ja tu, to czuję łączącą nas więź jeszcze silniej, ponieważ tu, kumulowało się całe nasze Szczęście.

Przebudzenie

Jest już stosunkowo późno, ale muszę podzielić się z Wami jeszcze jedną rzeczą (znając siebie, ta jedna nieco się rozmnoży:)).

nie wracałam do pisania bloga. To zjawisko, jakiego teraz doświadczam, jest jak energetyczny wampir- na plus oczywiście. Non stop w mojej głowie gonitwa... tyle rzeczy, o których chcę napisać....tyle myśli... Czy to syndrom każdego "świeżo upieczonego" bloggera? Czy może jest tak za sprawą, że wiem teraz konkretnie, czemu ma mi ten blog służyć? :)

Z jednej strony, na pewno jest to ten zapał, który ,w wielu przypadkach, okazuje się słomianym. Wierzę jednak w to, że POWOŁANIE będzie silniejsze i pokonam słabości.

Koncepcję tego miałam w głowie już kilka lat, ale brakowało mi odwagi... zawsze było te "kiedyś to zrobię". A teraz już zaczęłam... nie ma odwrotu.... walczę o to, co dla mnie najcenniejsze- o STAWANIE SIĘ. Podjęłam tą decyzję świadomie, mam silne pokłady determinacji, zaczęłam działać, ale muszę dodać dyscyplinę (z tą muszę się jeszcze uporać:)) Potrzebuję wsparcia!!!:) Trzymajcie kciuki!;)

Na zakończenie, optymistyczny, wiosenny akcent..
P.S. Oby jutro, a właściwie to dziś, był równie słoneczny dzień...u każdego z nas.  UFAM...

niedziela, 4 marca 2012

Ten Czas

Nadchodzi w życiu taki czas, że pewne sprawy trzeba wziąć całkowicie w swoje ręce. Jakie to będą sprawy, to już indywidualne poczucie każdego. Sprawy, którymi sama muszę się zająć, dotyczą mojego POWOŁANIA. Brzmi trochę banalnie, co? :)

Za pisanie bloga biorę się już 3 raz w moim życiu. W dwóch poprzednich, moja moc twórcza trwała do maksymalnie czterech postów. No, ale o czym można pisać, mając 14 lat? :) Teraz jestem już "odrobinę" starsza.;)

Dość już tego wstępu, czas na więcej konkretów.:) Pozwólcie, że przeprowadzę ze sobą, krótki wywiad- specjalnie dla Was.;)

Kim jestem?
Osobą, która odkryła swoje POWOŁANIE w wieku 5 lat. To zbyt mało? Cierpliwi zostaną nagrodzeni i na więcej informacji przyjdzie jeszcze czas.

Dlaczego tytuł " Stawać się...."?
Po pierwsze, chcę STAWAĆ SIĘ Człowiekiem. Z biologicznego punktu widzenia, to już nim jestem, jednak praca nad duchem jest niekończącym się procesem. Pragnę być i czuć, że jestem, że żyję.... że godnie żyję.

Po drugie, chcę by moje marzenia STAWAŁY SIĘ rzeczywistością. Opowiem Wam o tych, które już się spełniły i przybliżyły mnie do realizacji mojego POWOŁANIA. Co wydawało się być niemożliwe.

Po trzecie (i tu całe sedno sprawy:)) pragnę, by moje POWOŁANIE STAŁO SIĘ i realizowało. Pewnie już ktoś zastanawia się- no ale co to za powołanie!? Już piszę:) Otóż od 5 roku życia zaczęłam marzyć, że zostanę PREZENTERKĄ TELEWIZYJNĄ, DZIENNIKARKĄ i/lub AKTORKĄ. Mało oryginalnie, co?:) Z każdym kolejnym postem przekonacie się, że nie jest to tak banalne.

Co będę tu pisać i jak?
Warto zacząć od tego, jak będę pisać. Przede wszystkim w prostej formie, bo chcę uniknąć niewłaściwej interpretacji Czytelników. Każdy z nas wychował się w innym środowisku, stąd nie ma jednego spojrzenia na życie, każdy interpretuje życie "po swojemu". A wielobarwne określenia, wyszukane słownictwo w połączeniu z jakąś epicką metaforą, może dać całkowicie odwrotny efekt, od zamierzonego. Chcę po prostu, byście poznali mnie dokładnie taką, jaka jestem i jaka się staję.

Będę pisać o tym, jak wychodzi mi te STAWANIE SIĘ, w wyżej opisanych kontekstach.

Na pewien czas, chcę być w pewnym stopniu anonimowa- nie dlatego, że się boję, ale dlatego, że chcę, byście wspólnie ze mną Odkryli mój proces STAWANIA SIĘ...byście, na miarę swoich chęci, wspierali mnie, bo w dużym stopniu sama zmagam się z codziennością i " krwiożerczym kapitalizmem", który pobudza mnie jak poranna kawa.:) (no i uzależnia..:))

Trochę przydługi ten pierwszy post, ale tę burzę myśli w moim mózgu, nawet taka ilość znaków, nie zadowala. Od razu chciałabym podzielić się wszystkim. No, ale jak od Was wymagam cierpliwości, to muszę wymagać jej także od siebie.:)

ZAPRASZAM DO WSPÓLNEJ PRZYGODY MOJEGO STAWANIA SIĘ.... JESZCZE NIE JEDEN RAZ ZASKOCZĘ SIEBIE I WAS.:)

ADesse8- wkrótce....

 coming soon

P.S. Jeżeli ktokolwiek z Was wie kim jestem, proszę, zostawcie to dla siebie.:) Sami też dzięki temu lepiej mnie poznacie. Wszystkich innych zainteresowanych zapewniam, że też dowiecie się, kim jest ADesse8.:)